Jest jeden roślinożerca, którego boi się nawet lew. Dorosły słoń jest na Serengeti jednym z niewielu stworzeń, które nie mają naturalnego wroga. Żyje w nadzwyczaj ściślej więzi z potomstwem. Kontakt między matką, a córka może trwać aż pięćdziesiąt lat. Stada mozolnie przemierzają wielkie odległości nawet nocą, chociaż w ciemnościach łatwo mogą paść ofiarą drapieżców. Błyskawice i dalekie grzmoty dają im nadzieję na deszcz i zwierzęta wędrują bez odpoczynku nawet osiemdziesiąt kilometrów. Tym czasem zwierzętom jest coraz trudniej. Ziemia na równinach popękała od suszy, a Serengeti stanęło w ogniu. Deszcz przywróci życie roślinności, wypalonej przez niesiony wiatrem ogień, na razie jednak stada zamiast pożywienia znajdują tylko popiół. Czyhają na nich wrogowie; pragnienie, głód, zmęczenie i jak zawsze drapieżniki. Instynkt, pchający ku migracji jest tak silny, że stado idzie dalej, nawet, gdy na otwartym terenie czai się lew. Taki myśliwy czeka tylko na odpowiedni moment. W tym nieustannym wyścigu niczego nie można być pewnym. Za dnia, zaledwie co piąty atak lwów kończy się sukcesem. Po kilkumiesięcznej wędrówce pierwsze stada docierają do raju bujnych pastwisk w Kenii. Kolejny raz instynkt przywiódł je do krainy obfitości. Nie będzie im tu niczego brakować przez wiele miesięcy, do póki październikowe wiatry nie przywieją deszczowych chmur.
Tagi: chmury deszczowe, drapieżniki, kenia, Słoń, zwięrzęta